niedziela, 22 marca 2015

35. Better


[Justin POV:]

Kiedy wróciłem do mojego hotelowego apartamentu, był już wieczór. Byłem o wiele bardziej zmęczony, niż sobie wyobrażałem i nie mogłem się doczekać, żeby po prostu usiąść i pozbyć się tych wszystkich okropnych myśli z mojej głowy. Ale kiedy wszedłem do środka, dziwnie znajomy zapach podrażnił mój nos. Włączyłem światło i zauważyłem Lil Twista, który siedział na kanapie i palił skręta z kimś obok niego. Pokój był cholernie zadymiony od palenia, więc nie mogłem rozpoznać osoby, która siedziała obok Twista.

- Bieber. – Głupi uśmieszek pojawił się na twarzy Twista. Miałem ochotę uderzyć go w twarz i zetrzeć tan uśmiech, kiedy człowiek obok Twista odezwał się.

- Canuck, jak się masz?! – Mężczyzna zachichotał, kładąc nogi na stole. Jego głos wydawał się dziwnie znajomy i kiedy zobaczyłem jego twarz, wszystko stało się jasne.

- Jama? – Zapytałem. – Co ty tu robisz?

Tak, to on zaproponował mi marihuanę na urodzinach Klutzera, ale to nie znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi. Ledwo znam tego skurwiela.

- Twist mnie tu zaprosił. Potrzebował zapalić. – Wzruszył ramionami. Od razu przeniosłem wzrok na Twista, który wciąż się głupio śmiał.

- Ty skurwysynu… - Warknąłem .

- Zaraz, zaraz, co w ciebie wstąpiło? – Twist podniósł ręce w geście obronnym.

- Dlaczego do cholery, zapraszasz kogoś do miejsca, które nie należy do ciebie? Kurwa, to nawet nie jest moje mieszkanie! – Krzyknąłem.

- Wiedziałem, że niedługo wrócisz, więc dlaczego miałem wychodzić? – Twist zadrwił. Zatrzymałem się, oblizując moje wargi i starałem się uspokoić, zanim zrobiłbym coś, czego nie będę żałował teraz, ale później tak.

- Gdzie jest Za? – Zmieniłem temat.

- Wyszedł. – Twist zaciągnął się i wypuścił kłąb dymu z ust. – Zesrał się ze strachu i uciekł.

Ten skurwysyn jest zbyt wielkim gównem, żeby zadawać się ze mną.

- Canuck! – Zawołał Jama. Powoli odwróciłem się do niego. – Idziesz na imprezę dla Khalila?

- Powiedziałem, że raczej idę. – Podrapałem się po głowie. – Teraz nie jestem już pewien.

- Dlaczego nie? – Twist wtrącił się.

Westchnąłem, krzyżując ramiona. – Więc poszlibyśmy tam razem, ja, ty, Jama i Za? – Obaj skinęli głowami. – Dobrze, jeden z czterech.

Twist zadrwił. – Czy naprawdę musimy robić to „jeden z nas”, nikt z nas nie potrzebuje niańki.

- Twist, jeden z nas musi być trzeźwy. Wiesz o tym.  Ustaliliśmy to, żeby zawsze było bezpiecznie. Więc kto tym razem? – Zapytałem. – Myślę, że to twoja kolej.

 - Nie. – Potrząsnął głową. – Już nie mogę się doczekać tej imprezy, nie mam zamiaru pozostać trzeźwy i pilnować was, pijanych idiotów.

- Trzeba przestrzegać zasad. – Przypomniałem mu. – To jest umowa bracie.

- Pieprzyć umowy. Dlaczego ty nie możesz pozostać raz trzeźwy?

- Ja? Ja mam zostać trzeźwy pierwszy raz? To zawsze jestem ja! Co z tobą, kurwa?! – Krzyknąłem.

- Chłopaki… - Jama ostrzegł.

Twist przewrócił oczami i spojrzał na mnie. – A co ze mną?

- Jesteś albo pijany, albo zjarany, albo pijany i zjarany. To w końcu cię wykończy, Twist!

- Gówno prawda.

- Co jest kurwa z tobą nie tak? – Zacisnąłem zęby, próbując się opanować.

- Mógłbym zapytać o to samo, kolego. – Uśmiechnął się sztucznie i pokazał mi środkowy palec.

- Chłopaki. – Jama powtórzył.

- Wyjdź stąd. – Spojrzałem prostu w oczy Twista. Uniósł brwi i wzruszył ramionami, patrząc na mnie. – Czy ty kurwa słyszałeś, co właśnie powiedziałem? Twoje uszy działają dobrze? Mówię niewyraźnie? Posłuchaj mnie i rusz stąd swoją dupę.

- Oboje wiemy, że wcale tego nie chcesz. – Uśmiechnął się  i ponownie zaciągnął się, wydmuchując dym w powietrze.

- Czy wyglądam jakbym bawił się z tobą w gry umysłowe? – Warknąłem. – Hmm? Zabierz swój leniwy tyłek z mojej kanapy i idź biegać po okolicy tak długo, aż jakaś suka wskoczy na twojego kutasa, ty chory draniu.

- Zostaw mnie kurwa w spokoju, ty jesteś przygnębionym skurwysynem. – Splunął, nie ruszając się z miejsca. Moje serce zamarło, a ja z trudem przełknąłem ślinę.

Co jeśli ja naprawdę jestem przygnębiony? Dlaczego miałby mówić to, żeby mnie obrazić? To nie jest zabawne. Co jeśli chciał poruszyć drażliwy temat?

- Nie każ mi cię stąd wyrzucić, człowieku. – Opuściłem mój głos, aby wiedział, że jestem poważny. – Chcę żebyś wyszedł. Naprawdę chcę. Ja nie żartuję. Jeśli będę musiał patrzeć na twoją twarz przez kolejne pięć sekund, mogę zrobić ci coś złego.

- Powiedziałem nie, ty zachłanna cioto. – Syknął.

Straciłem kontrolę.

Ruszyłem w stronę miejsca w którym siedział i gwałtownie złapałem go za ramię, rzucając go przez pokój, przez co oczywiście stracił równowagę i upadł na ziemię. Pochyliłem się i usiadłem na nim okrakiem, przytrzymując go przy ziemi i zacząłem okładać go pięściami. Z każdym ciosem uderzałem mocniej i mocniej. Każde uderzenie powodowało rozlew krwi. Czułem się jak uzależniony. Chciałem zobaczyć więcej jego krwi na moich dłoniach.

- Canuck! – Jama wrzasnął i podbiegł do nas. Złapał mnie za ramiona i próbował odciągnąć mnie od Twista, ale nie dał rady. Niestety, w tej chwili Twistowi udało się zdobyć przewagę. Chwycił mnie i obrócił nas tak, że teraz ja byłem uwięziony. Uderzał mnie wszędzie. Uderzał mój brzuch, moją twarz, mój tors, moje ramiona i szyję. Czułem przeszywający mnie ból, ale nie mogłem się bronić, bo byłem uwięziony w jego uścisku. Byłem bezsilny.

Jama ponownie próbował przerwać naszą walkę. Twist był tak skupiony na uderzeniach, że Jama dał radę wyciągnąć mnie spod niego. Odciągnął mnie i jedyne co mogłem zobaczyć to pełnie gniewu oczy Twista.

- Idź gnić w piekle, męska dziwko. – Warknął i zanim zorientowałem się co się dzieje, splunął mi na twarz. Byłem oburzony, ale nie miałem siły żeby się ruszyć, więc po prostu leżałem na podłodze.

- Wyluzuj czarnuchu. – Jama skarcił swojego przyjaciela, klepiąc go w ramię. Wiedziałem doskonale, co Twist chciał osiągnąć. Nazwał mnie męską dziwką, bo zrobiłem dziecko jakiejś prostytutce. Tylko on i Scooter znają prawdę. Chciało mi się płakać. Zacisnąłem oczy, powstrzymując łzy i udawałem, że wszystko jest w porządku. Słyszałem, że Jama i Twist dyskutowali na jakiś temat, ale nie mogłem nic zrozumieć, aż w końcu Twist odpuścił i wyszedł. Jama westchnął i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił do mnie z papierowym ręcznikiem, pochylił się nade mną i otarł to, co Twist splunął na mnie, po czym zaczął ocierać moją krew.

- Możesz wstać? – Zapytał, próbując podnieść mnie do pozycji siedzącej. Wszystko cholernie mnie bolało, ale nie na tyle mocno, żeby nie móc się poruszać.

- Tak… - Mruknąłem i wstałem powoli, z pomocą Jamy.

- Rany, Canuck. – Westchnął. – Przykro mi, że to się stało. Nie mam pojęcia, co się dzieje z Twistem.

- Możesz nazywać mnie Justin, wiesz? – Powiedziałem i opadłem na kanapę, kuląc się z bólu.

- Staram się zwracać do ludzi przezwiskami, które zostały im nadane. – Usiadł obok mnie. – Ale jeśli wolisz „Justin”, postaram nazywać cię właśnie tak.

Wymusiłem chichot, kładąc dłoń na moim posiniaczonym ramieniu. Jama wziął dwa skręty i zapalił jednego.

- Wyglądasz jakbyś miał ciężki dzień. – Skomentował, zerkając na mnie. – Spróbuj trochę wyluzować, okej?

Spojrzałem na skręta, którego trzymał w ręku. Uśmiechał się do mnie, oferując go tak, jakby to była jakaś uczta dnia.

Pokręciłem głową. – Nie chcę z tobą palić.

Jama uniósł brwi. – Dlaczego nie? Co jest ze mną nie tak?

- Nie chodzi o ciebie, po prostu nie chcę palić.

- Naprawdę? Nie chcesz ściągnąć tego całego ciężaru z twoich ramion choć na chwilę? Nie chcesz poczuć się beztrosko? Nie chcesz patrzeć na świat, myśląc że masz to wszystko w dupie? Bo to najlepsze uczucie na świecie przyjacielu.

Spojrzałem jeszcze raz na skręca, a potem na Jamę. Wszystko co powiedział brzmiało tak obiecująco. Zbyt pięknie, aby to mogło być prawdziwe. Po prostu mieć wszystko w dupie? Zrobił bym wszystko, żeby to osiągnąć. Zrobię wszystko, aby złagodzić ten ból. Emocjonalny i fizyczny ból.

Patrzył na mnie z powagą, a jego usta były zaciśnięte. Jęknąłem cicho, biorąc skręta z jego dłoni, podniosłem go do ust, a on zapalił jego czubek. Zaciągnąłem się dymem i zacząłem kaszleć, uspokajając się po chwili.

- Lepiej? – Zapytał Jama, wydmuchując kłąb dymu w moim kierunku.

Odetchnąłem i roześmiałem się. – Lepiej.

_______________________________________

Przypominam, że jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zostawcie swój user w zakładce -> INFORMED
Jeśli możecie, polećcie to opowiadanie znajomym, im więcej czytelników, tym szybciej będą pojawiały się kolejne rozdziały!


9 komentarzy:

  1. Co za idiota z tego Justina... Z kim on się zadaje? Dlaczego nie może po prostu skończyć tej "przyjaźni" z Twistem i jego kumplami? ugh, to się robi wnerwiające.
    Mam nadzieję, że w końcu się wszystko ułoży w jego życiu i będzie mógł być szczęśliwy z Jackie.
    Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałabym żeby Justin był z Jacki a rozdział super czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  3. BOŻE ! Dlaczego on tak Jacki odpycha? Hm?
    Co do rozidału to........CUDO *-*. Czekam na kolejne ! <3
    /@PolandBeliieber <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ehh już nawet nie wiem jak to komentować :( Jak długo jeszcze potrwa cierpienie Justina? Chcę, by był w końcu szczęśliwy.

    http://collision-fanfiction.blogspot.com/

    Proszę o głosy: http://sonda.hanzo.pl/sondy,241637,P804.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakich on w ogóle ma przyjaciół... Nie ma słów!;-;

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin ty skończony kretynie..
    Mam nadzieję, że Jackie wróci i go z tego wyciągnie.
    Dziękuję za to, że poświęcasz nam swój czas. Wiem, że tłumaczenie to niełatwa sztuka. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Od zawsze nienawidzilam twista :)

    OdpowiedzUsuń