[Justin POV:]
Kiedy wróciłem do mojego hotelowego apartamentu, był już
wieczór. Byłem o wiele bardziej zmęczony, niż sobie wyobrażałem i nie mogłem
się doczekać, żeby po prostu usiąść i pozbyć się tych wszystkich okropnych
myśli z mojej głowy. Ale kiedy wszedłem do środka, dziwnie znajomy zapach
podrażnił mój nos. Włączyłem światło i zauważyłem Lil Twista, który siedział na
kanapie i palił skręta z kimś obok niego. Pokój był cholernie zadymiony od
palenia, więc nie mogłem rozpoznać osoby, która siedziała obok Twista.
- Bieber. – Głupi uśmieszek pojawił się na twarzy Twista.
Miałem ochotę uderzyć go w twarz i zetrzeć tan uśmiech, kiedy człowiek obok
Twista odezwał się.
- Canuck, jak się masz?! – Mężczyzna zachichotał, kładąc
nogi na stole. Jego głos wydawał się dziwnie znajomy i kiedy zobaczyłem jego
twarz, wszystko stało się jasne.
- Jama? – Zapytałem. – Co ty tu robisz?
Tak, to on zaproponował mi marihuanę na urodzinach Klutzera,
ale to nie znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi. Ledwo znam tego skurwiela.
- Twist mnie tu zaprosił. Potrzebował zapalić. – Wzruszył
ramionami. Od razu przeniosłem wzrok na Twista, który wciąż się głupio śmiał.
- Ty skurwysynu… - Warknąłem .
- Zaraz, zaraz, co w ciebie wstąpiło? – Twist podniósł ręce
w geście obronnym.
- Dlaczego do cholery, zapraszasz kogoś do miejsca, które
nie należy do ciebie? Kurwa, to nawet nie jest moje mieszkanie! – Krzyknąłem.
- Wiedziałem, że niedługo wrócisz, więc dlaczego miałem
wychodzić? – Twist zadrwił. Zatrzymałem się, oblizując moje wargi i starałem
się uspokoić, zanim zrobiłbym coś, czego nie będę żałował teraz, ale później
tak.
- Gdzie jest Za? – Zmieniłem temat.
- Wyszedł. – Twist zaciągnął się i wypuścił kłąb dymu z ust.
– Zesrał się ze strachu i uciekł.
Ten skurwysyn jest zbyt wielkim gównem, żeby zadawać się ze
mną.
- Canuck! – Zawołał Jama. Powoli odwróciłem się do niego. –
Idziesz na imprezę dla Khalila?
- Powiedziałem, że raczej idę. – Podrapałem się po głowie. –
Teraz nie jestem już pewien.
- Dlaczego nie? – Twist wtrącił się.
Westchnąłem, krzyżując ramiona. – Więc poszlibyśmy tam
razem, ja, ty, Jama i Za? – Obaj skinęli głowami. – Dobrze, jeden z czterech.
Twist zadrwił. – Czy naprawdę musimy robić to „jeden z nas”,
nikt z nas nie potrzebuje niańki.
- Twist, jeden z nas musi być trzeźwy. Wiesz o tym. Ustaliliśmy to, żeby zawsze było bezpiecznie.
Więc kto tym razem? – Zapytałem. – Myślę, że to twoja kolej.
- Nie. – Potrząsnął
głową. – Już nie mogę się doczekać tej imprezy, nie mam zamiaru pozostać
trzeźwy i pilnować was, pijanych idiotów.
- Trzeba przestrzegać zasad. – Przypomniałem mu. – To jest
umowa bracie.
- Pieprzyć umowy. Dlaczego ty nie możesz pozostać raz
trzeźwy?
- Ja? Ja mam zostać trzeźwy pierwszy raz? To zawsze jestem
ja! Co z tobą, kurwa?! – Krzyknąłem.
- Chłopaki… - Jama ostrzegł.
Twist przewrócił oczami i spojrzał na mnie. – A co ze mną?
- Jesteś albo pijany, albo zjarany, albo pijany i zjarany. To
w końcu cię wykończy, Twist!
- Gówno prawda.
- Co jest kurwa z tobą nie tak? – Zacisnąłem zęby, próbując
się opanować.
- Mógłbym zapytać o to samo, kolego. – Uśmiechnął się
sztucznie i pokazał mi środkowy palec.
- Chłopaki. – Jama powtórzył.
- Wyjdź stąd. – Spojrzałem prostu w oczy Twista. Uniósł brwi
i wzruszył ramionami, patrząc na mnie. – Czy ty kurwa słyszałeś, co właśnie
powiedziałem? Twoje uszy działają dobrze? Mówię niewyraźnie? Posłuchaj mnie i
rusz stąd swoją dupę.
- Oboje wiemy, że wcale tego nie chcesz. – Uśmiechnął
się i ponownie zaciągnął się,
wydmuchując dym w powietrze.
- Czy wyglądam jakbym bawił się z tobą w gry umysłowe? – Warknąłem.
– Hmm? Zabierz swój leniwy tyłek z mojej kanapy i idź biegać po okolicy tak
długo, aż jakaś suka wskoczy na twojego kutasa, ty chory draniu.
- Zostaw mnie kurwa w spokoju, ty jesteś przygnębionym
skurwysynem. – Splunął, nie ruszając się z miejsca. Moje serce zamarło, a ja z
trudem przełknąłem ślinę.
Co jeśli ja naprawdę jestem przygnębiony? Dlaczego miałby
mówić to, żeby mnie obrazić? To nie jest zabawne. Co jeśli chciał poruszyć
drażliwy temat?
- Nie każ mi cię stąd wyrzucić, człowieku. – Opuściłem mój
głos, aby wiedział, że jestem poważny. – Chcę żebyś wyszedł. Naprawdę chcę. Ja
nie żartuję. Jeśli będę musiał patrzeć na twoją twarz przez kolejne pięć
sekund, mogę zrobić ci coś złego.
- Powiedziałem nie, ty zachłanna cioto. – Syknął.
Straciłem kontrolę.
Ruszyłem w stronę miejsca w którym siedział i gwałtownie
złapałem go za ramię, rzucając go przez pokój, przez co oczywiście stracił
równowagę i upadł na ziemię. Pochyliłem się i usiadłem na nim okrakiem,
przytrzymując go przy ziemi i zacząłem okładać go pięściami. Z każdym ciosem
uderzałem mocniej i mocniej. Każde uderzenie powodowało rozlew krwi. Czułem się
jak uzależniony. Chciałem zobaczyć więcej jego krwi na moich dłoniach.
- Canuck! – Jama wrzasnął i podbiegł do nas. Złapał mnie za
ramiona i próbował odciągnąć mnie od Twista, ale nie dał rady. Niestety, w tej
chwili Twistowi udało się zdobyć przewagę. Chwycił mnie i obrócił nas tak, że
teraz ja byłem uwięziony. Uderzał mnie wszędzie. Uderzał mój brzuch, moją
twarz, mój tors, moje ramiona i szyję. Czułem przeszywający mnie ból, ale nie
mogłem się bronić, bo byłem uwięziony w jego uścisku. Byłem bezsilny.
Jama ponownie próbował przerwać naszą walkę. Twist był tak
skupiony na uderzeniach, że Jama dał radę wyciągnąć mnie spod niego. Odciągnął mnie i jedyne co mogłem zobaczyć to pełnie gniewu oczy Twista.
- Idź gnić w piekle, męska dziwko. – Warknął i zanim
zorientowałem się co się dzieje, splunął mi na twarz. Byłem oburzony, ale nie
miałem siły żeby się ruszyć, więc po prostu leżałem na podłodze.
- Wyluzuj czarnuchu. – Jama skarcił swojego przyjaciela,
klepiąc go w ramię. Wiedziałem doskonale, co Twist chciał osiągnąć. Nazwał mnie
męską dziwką, bo zrobiłem dziecko jakiejś prostytutce. Tylko on i Scooter znają
prawdę. Chciało mi się płakać. Zacisnąłem oczy, powstrzymując łzy i udawałem,
że wszystko jest w porządku. Słyszałem, że Jama i Twist dyskutowali na jakiś
temat, ale nie mogłem nic zrozumieć, aż w końcu Twist odpuścił i wyszedł. Jama
westchnął i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił do mnie z papierowym ręcznikiem,
pochylił się nade mną i otarł to, co Twist splunął na mnie, po czym zaczął
ocierać moją krew.
- Możesz wstać? – Zapytał, próbując podnieść mnie do pozycji
siedzącej. Wszystko cholernie mnie bolało, ale nie na tyle mocno, żeby nie móc
się poruszać.
- Tak… - Mruknąłem i wstałem powoli, z pomocą Jamy.
- Rany, Canuck. – Westchnął. – Przykro mi, że to się stało.
Nie mam pojęcia, co się dzieje z Twistem.
- Możesz nazywać mnie Justin, wiesz? – Powiedziałem i
opadłem na kanapę, kuląc się z bólu.
- Staram się zwracać do ludzi przezwiskami, które zostały im
nadane. – Usiadł obok mnie. – Ale jeśli wolisz „Justin”, postaram nazywać cię
właśnie tak.
Wymusiłem chichot, kładąc dłoń na moim posiniaczonym
ramieniu. Jama wziął dwa skręty i zapalił jednego.
- Wyglądasz jakbyś miał ciężki dzień. – Skomentował,
zerkając na mnie. – Spróbuj trochę wyluzować, okej?
Spojrzałem na skręta, którego trzymał w ręku. Uśmiechał się
do mnie, oferując go tak, jakby to była jakaś uczta dnia.
Pokręciłem głową. – Nie chcę z tobą palić.
Jama uniósł brwi. – Dlaczego nie? Co jest ze mną nie tak?
- Nie chodzi o ciebie, po prostu nie chcę palić.
- Naprawdę? Nie chcesz ściągnąć tego całego ciężaru z twoich
ramion choć na chwilę? Nie chcesz poczuć się beztrosko? Nie chcesz patrzeć na
świat, myśląc że masz to wszystko w dupie? Bo to najlepsze uczucie na świecie
przyjacielu.
Spojrzałem jeszcze raz na skręca, a potem na Jamę. Wszystko
co powiedział brzmiało tak obiecująco. Zbyt pięknie, aby to mogło być
prawdziwe. Po prostu mieć wszystko w dupie? Zrobił bym wszystko, żeby to
osiągnąć. Zrobię wszystko, aby złagodzić ten ból. Emocjonalny i fizyczny ból.
Patrzył na mnie z powagą, a jego usta były zaciśnięte.
Jęknąłem cicho, biorąc skręta z jego dłoni, podniosłem go do ust, a on zapalił
jego czubek. Zaciągnąłem się dymem i zacząłem kaszleć, uspokajając się po
chwili.
- Lepiej? – Zapytał Jama, wydmuchując kłąb dymu w moim
kierunku.
Odetchnąłem i roześmiałem się. – Lepiej.
_______________________________________
Przypominam, że jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zostawcie swój user w zakładce -> INFORMED
Jeśli możecie, polećcie to opowiadanie znajomym, im więcej czytelników, tym szybciej będą pojawiały się kolejne rozdziały!
Co za idiota z tego Justina... Z kim on się zadaje? Dlaczego nie może po prostu skończyć tej "przyjaźni" z Twistem i jego kumplami? ugh, to się robi wnerwiające.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu się wszystko ułoży w jego życiu i będzie mógł być szczęśliwy z Jackie.
Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile
Wspaniały :)
OdpowiedzUsuńchciałabym żeby Justin był z Jacki a rozdział super czekam nn
OdpowiedzUsuńBOŻE ! Dlaczego on tak Jacki odpycha? Hm?
OdpowiedzUsuńCo do rozidału to........CUDO *-*. Czekam na kolejne ! <3
/@PolandBeliieber <3 <3
Boski :)
OdpowiedzUsuńEhh już nawet nie wiem jak to komentować :( Jak długo jeszcze potrwa cierpienie Justina? Chcę, by był w końcu szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńhttp://collision-fanfiction.blogspot.com/
Proszę o głosy: http://sonda.hanzo.pl/sondy,241637,P804.html
Jakich on w ogóle ma przyjaciół... Nie ma słów!;-;
OdpowiedzUsuńJustin ty skończony kretynie..
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Jackie wróci i go z tego wyciągnie.
Dziękuję za to, że poświęcasz nam swój czas. Wiem, że tłumaczenie to niełatwa sztuka. <3
Od zawsze nienawidzilam twista :)
OdpowiedzUsuń