[Jackie POV:]
- Dzień dobry słoneczko. - Usłyszałam głos za mną. Zaskoczona, szybko odwróciłam się i zobaczyłam Justina, który uśmiechał się do mnie. To był jeden z jego prawdziwych uśmiechów, tak jakby właśnie obudził się w Bożonarodzeniowy poranek, żeby rozpakować prezenty spod choinki.
- Hej. - Wymusiłam uśmiech, patrząc jak podchodzi do mnie powoli. Zacieśniłam uścisk na telefonie, zanim ostatecznie odłożyłam go na stół.
- Wyglądasz na speszoną. - Zauważył, wysuwają krzesło na przeciwko mnie i usiadł na nim. - Co jest?
Spojrzałam na niego, nie wiedząc czy powiedzieć mu o artykule, który przeczytałam przed chwilą. - Nic się nie stało. - Westchnęłam, krzyżując nogi i patrząc na niego odważnie. Patrzył na mnie, czekając aż powiem lub zrobię coś jeszcze, ale nic takiego się nie stało.
- Kłamiesz. - Pochylił się na krześle i wyprostował plecy, a jego oczy pociemniały, zmieniając się z brązowych, na czarne jak smoła.
Coś mi mówi, że nie lubi być okłamywany...
- Nie kłamię. - Ciągnęłam.
- Jackie. - Mruknął, choć brzmiało to bardziej jak ryk. - Co jest?
- Dlaczego zakładasz, że coś jest nie tak? - Uniosłam brew.
- Pamiętasz jak powiedziałaś, że potrafisz dosyć dobrze, odczytywać moje emocje? - Zapytał, uśmiechając się lekko. - Ja też potrafię odczytać ciebie.
- Jeśli możesz mnie tak dobrze odczytać, to powinieneś wiedzieć, do naprawdę jest źle. - Zakwestionowałam.
- Nie wiedziałaś co mnie niepokoiło, prawda? Wiedziałaś po prostu, że coś było nie tak.
Cholera... On ma rację.
- Dobrze, dobrze. - Przewróciłam oczami i westchnęłam. - Mamy problem.
Zmarszczył brwi zdezorientowany. - Problem?
- Duży problem. - Moje serce ścisnęło się na myśl o tym, co miałam mu powiedzieć.
- O co chodzi? - Powiedział cicho, jakby to był jakiś sekret.
Westchnęłam , podnosząc mój telefon i odblokowałam go. Otworzyłam pocztę i ponownie weszłam w artykuł o nas. Spojrzałam na niego niepewnie i powoli podałam mu telefon.
- Po prostu to przeczytaj. - Powiedziałam cicho, a smutek napełniał każde moje słowo. Justin zrobił to, co mu kazałam i zaczął czytać artykuł z telefonu, który trzymał w dłoniach, a ja czekałam na jego reakcję.
Po chwili Justin odłożył mój telefon na stół, unikając mojego wzroku. - Dlaczego wciąż czytasz te bzdury? - Westchnął, a rozdrażnienie było słyszalne w jego głosie. Czułam, jak moje serca zaciska się boleśnie.
- Pisali o mnie. - Przełknęłam ślinę. - Musiałam to przeczytać.
- Jackie... - Powiedział ostrzegawczym tonem i spojrzał mi w oczy. Jego szczęśliwe rysy zniknęły, a na jego twarz pojawił się smutek. - Ja tylko... Nie będę w stanie tego robić. Przykro mi.
Zawahałam się. - Czekaj, co?! Co masz na myśli?
- Nas. - odpowiedział po prostu. - Nie wiesz jak dobrze masz, prawda?
- Co?
- Ty jesteś normalna, Jackie. Nie śledzą cię media, które ciągle obrabiają ci dupę, prawda? Jeśli odpowiedź brzmi nie, to lepiej postaraj się, żeby tak zostało, bo uwierz mi, nie chcesz tak żyć. Oni sprawiają, że czujesz się, jakbyś dostał darmowy bilet do piekła. Naruszają prywatność do tego stopnia, że nawet przestajesz się czuć jak człowiek. Wiesz co to za uczucie? Huh?
Obraz rozmazał mi się przez łzy, które groziły wycieknięciem z moich oczu. Chciałam płakać, ale żadne krople nie wypadły z moich powiek. Wdziałam jak bardzo Justin, był zraniony przez to wszystko i marzyłam tylko o tym, żeby zniknął cały jego ból.
- Zależy mi na tobie. - Wyszeptał. - To dlatego nie pozwolę, żebyś zniszczyła sobie życie. Nie pozwolę ci wziąć udziału w tym całym wyścigu do sławy. Musisz zachować godziwe życie, tak jak żyłaś do tej pory. Chcę żebyś była szczęśliwa. Znajdziesz wspaniałego chłopaka, który da ci szczęście, uwierz mi, Jackie. Ale to nie mogę być ja. Ja nie mogę dać ci miłości, bo zasługujesz na kogoś normalnego. Poza tym teraz jestem zbyt rozjebany emocjonalnie, żeby zadbać o kogokolwiek.
- Ale dbasz o Alicie. - Zauważyłam. - To miłość, która była prawdziwa, to było z serca.
- Tak, ale to oczywiście, nie było wystarczające dla niej, prawda? - Zaśmiał się gorzko. - Mam wrażenia, że moje uczucia, nie znaczą nic, dla nikogo.
- Dla mnie znaczą wiele. - Odpowiedziałam zdesperowana, chcąc aby dostrzegł, jak bardzo jest wspaniały.
- To nie ma znaczenia. - Potrząsnął głową. - Nie zmienię zdania. To-my... Musimy to zakończyć. Nie mogę już tego robić. Nie chcę rujnować ci życia.
Wstał i poszedł do salonu, zbierając po drodze świeże ubranie z torby. Szłam za nim obserwując jak zdejmuje piżamę i zakłada czyste rzeczy, a to mogło oznaczać tylko jedno... Wychodzi. I coś mi mówiło, że jeśli teraz pozwolę mu odejść, to mogę nie zobaczyć go nigdy więcej.
- Justin, przestań. - Pisnęłam. - Proszę, przestań.
Spakował torbę i złożył ją na ramię. - Muszę iść. - Powiedział po prostu, unikając mojego wzroku.
- Nie idź. - Rozpłakałam się. - Nie obchodzą mnie media. Jeśli dzięki temu będziesz w moim życiu Justin, to nie obchodzi mnie to.
Prawie wykrzyczałam te słowa zdesperowana, żeby mnie posłuchał. Pierwszy raz od kiedy go spotkałam, jestem w stanie zrobić wszystko, żeby go zatrzymać. To jest właśnie to czego chcę. To on, jest tym czego chcę.
- Czy ty nie rozumiesz?! - Krzyknął głośno, powodując że moje serce zatrzymało się. W domu zapanowała taka cisza, że dało się usłyszeć nawet muchę, latającą w pokoju. Nagle poczułam ogromny strach.
Powinnam się bać mojego idola? Czy to jest to, o czym marzyłam?
- Ty nic kurwa nie rozumiesz. - Warknął gniewnie. - Robię to dla ciebie. Możesz podziękować mi później, ale teraz pozwól mi to zrobić. Pozwól mi odejść i zobaczysz jak dobre będzie twoje życie, beze mnie.
- Nie mogę pozwolić ci odejść. - Powiedziałam. - Jesteś dla mnie wszystkim, więc nie mogę pozwolić ci odejść. I wiesz co? Wiem, że jeśli na to pozwolę, nigdy nie zobaczę cię ponownie. Wszystkie te gówna które czytam w artykułach, mnie nie obchodzą. Nie dbam o plotki, kiedy znam prawdę.
- Jackie, przestań sprawiać, że to jest jeszcze trudniejsze. Nie będziesz musiała więcej przechodzić przez ten ból, jeśli pozwolisz mi odejść.
Zamarłam po tych słowach. Pozwolić mu odejść? Ja po prostu... nie mogę tego zrobić.
- Okłamałeś mnie. - Powiedziałam, bez emocji.
- Okłamałem cię kiedy? - Wymamrotał.
- Kiedy powiedziałeś, że mnie lubisz. Nigdy nie podobało ci się to wszystko prawda? - Zapytałam, z łzy rozmyły mi widok.
- Dlaczego do cholery miałbym kłamać w takiej sprawie? - Mówił spokojnie, czułam jak smutek z jego serca udziela się mi i zdałam sobie sprawę, że wszędzie wokół nas nie ma niczego innego, oprócz ogromnego smutku.
- Więc pokaż mi, że mówisz prawdę. Jeśli nadal mnie lubisz-nie, jeśli kiedykolwiek mnie lubiłeś to zostań. Śmiało. Nie zmierzam cię zatrzymywać jeśli chcesz iść. Po prostu pokaż mi, czy kłamałeś, czy nie. Jeśli chcesz iść do przodu i zostawić mnie, to rozumiem, że nigdy to dla ciebie nic nie znaczyło. Ale jeśli zostaniesz, to zrozumiem, że mówiłeś prawdę.
Pierś Justina unosiła się i opadała w szybkim tempie, przez jego przyspieszony oddech. Otarł łzy z twarz i mruknął coś pod nosem. W mgnieniu oka rzucił torbę na podłogę, podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona, tuląc tak mocno, że przez całe moje ciało przebiegły dreszcze. Nie mówiąc ani słowa, przycisnął swoje usta do moich, całując mnie powoli i delikatnie. Musnął językiem moją dolną wargę i wsunął go do moich ust, a ja poczułam jak moje ciało słabnie w jego ramionach. Odwzajemniłam pocałunek z miłością i po raz kolejny rozczarowałam się, kiedy odsunął się ode mnie szybko.
Justin spojrzał w moje oczy. Patrzyliśmy na siebie, nawzajem hipnotyzując się wzrokiem, a on schował luźny kosmyk moich włosów za ucho.
- Przepraszam. - Szepnął, całując mnie w nos. - Naprawdę mi przykro.
Zanim zdążyłam zapytać, za co on przeprasza, wypuścił mnie ze swoich objęć i odwrócił się, podniósł swoją torbę i wyszedł przez otwarte wcześniej drzwi. Po raz ostatni spojrzał na mnie i pomachał na pożegnanie, smutny uśmiech przemknął przez jego twarz, a ja zostałam tam sama, patrząc jak odchodzi ode mnie.
Wtedy właśnie miliardy myśli wypełniły moją głowę.
C-co... Co ja zrobiłam? Czy będzie tak jak mówiłam? Nigdy już nie będzie tak jak wcześniej, prawda? Czy to znaczy, że on nigdy się o mnie nie troszczył? Co z tym wszystkim, przez co przeszliśmy? Czy on nie lubi mnie na tyle, żeby spróbować podjąć to wyzwanie?
Po prostu nie jestem wystarczająco dobra?
Co zrobiliśmy źle? Zaczynam myśleć, że on nigdy nie chciał zaangażować się na tyle, żebym była dla niego na pierwszym miejscu. Na samą myśl o tym, mam ochotę skulić się w kącie i płakać tak długo, aż w moim organiźmie zabraknie wody i po prostu zniknę.
Może lepiej będzie, jeśli będę oglądać go tylko zza ekranu komputera? Co do cholery zrobiliśmy źle?
____________________________
Przepraszam, że znów rozdziału nie było tak długo,
ale ostatnio w ogóle nie mam czasu na tłumaczenie
i właśnie z tej okazji postanowiłyśmy poszukać kogoś,
kto chciałby nam pomóc.
Jeśli jest tu ktoś dobry z angielskiego
i miałby ochotę tłumaczyć,
niech skontaktuje się ze mną na tt (@biebsakamyangel)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Tak bardzo dziękuję ci, że dodałaś.. rozumiem, nie zawsze można mieć czas na tłumaczenie. Chętnie bym pomogła ale niestety.. nie jestem dobra w te klocki..
OdpowiedzUsuńRozdział jest piękny i przykry.. nie mogę się doczekać by wiedzieć, co dalej ♥
Super rozdział !!!! Tylko taki trochę smutny. Mam nadzieję, że next będzie szybciej, ponieważ jestem bardzo ciekawa co dalej !!!!! :-)
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny.Czekam na następny :**
OdpowiedzUsuńZ checią bym ci pomogła, ale mój angielski jest do bani:(
OdpowiedzUsuńSuper czekam na następny
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuń