[Justin POV:]
Zamrugałem kilka razy, próbując przyzwyczaić moje oczy do światła. Przetarłem oczy, próbując pozbyć się zmęczenia, które czułem. Przeciągnąłem się szybko i zauważyłem Alfredo siedzącego na fotelu, naprzeciwko mnie. Wiedziałem, że jest środek nocy, biorąc pod uwagą to, jak ciemno wydawało się być na zewnątrz.
- Nie śpisz już. - Mruknął, nawet na mnie nie patrząc. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z tego nie wyszło. Odetchnąłem głęboko, słaby zapach marihuany podrażnił mój nos, a moje oczy rozszerzyły się.
Spojrzałem na Fredo, który całą swoją uwagę skupił na ekranie swojego laptopa i westchnąłem cicho.
- Przykro mi. - Wymamrotałem cicho, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Wiem tylko, że Alfredo musiał zorientować się, co robiłem na imprezie. Wiesz... Nie mówię tu o tej dziwce.
Alfredo tylko prychnął pod nosem i żadne słowo nie opuściło jego ust. Czyli co... Ignoruje mnie?
- Alfredo, przepraszam. - Powtórzyłem. - Powinienem zostać tutaj z tobą. To był błąd, że poszedłem z Twistem, ja...
Zatrzymałem się, wsłuchując się w ciszę wokół nas. Usiadłem w pozycji pionowej i przygryzłem lekko wargę, niezgrabnie bawiąc się moimi palcami, a powietrze wydawało się mnie dusić. Spojrzałem na Fredo, a potem na moje ręce, następnie znów przeniosłem wzrok na Fredo i znów na moje palce, powtarzając ten proces kilka razy.
- Masz prawo być na mnie zły. - Mruknąłem. - Wciąż ranię ludzi, których kocham. - Zaśmiałem się gorzko. - Tylko ludzi, których kocham. Nikogo innego, naprawdę.
Fredo zaczął pisać coś na klawiaturze, nadal nie odrywając wzroku od ekranu. Ponownie westchnąłem, żałując, że nawet na mnie nie spojrzał.
- Alfredo, proszę. - Wyszeptałem. - Mów do mnie...
On nagle przestał pisać i spojrzał mi w oczy. Odchrząknął i cztery słowa wypłynęły z jego ust: - Mogę zadać ci pytanie?
Zamrugałem, zaskoczony tym, jak bardzo wydawał się spokojny.
- Tak, oczywiście. - Skinąłem głową.
Powoli zamknął swojego laptopa i wpatrywał się w podłogę. - Dlaczego zawsze się irytujesz, kiedy wspominam o Jackie? Niejasno odpowiadasz na moje pytania, a następnie szybko zmieniasz temat... Dlaczego to robisz?
W pokoju zapadła cisza. Zastanawiałem się, jak odpowiedzieć na jego pytanie, ale nie mogłem się zdecydować, więc powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi do głowy. - Nie wiem.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nie wiesz?
- Jestem w pełni świadomy tego, że wiesz, że ją lubię, ale nie rozumiem dlaczego irytuję się zawsze, kiedy ktoś wspomina mi o niej. Jestem otwarty na twoje propozycje, wiedząc że ją lubię, a przynajmniej staram się być, ale z jakiegoś powodu, nie widzę w tym większego sensu. Zachowujesz się, jakbyś chciał, żebyśmy byli razem, jakbyś chciał, żebyśmy ja i Jackie, byli jedną rzeczą. Wiem, że robisz to, bo uważasz, że ona może dać mi miłość, której potrzebuję i ja mogę dać jej miłość. Ale Fredo, ja znam odpowiedź na to pytanie już od dawna. Prawda jest bolesna, ale... Ja po prostu boję się zakochać jeszcze raz.
- Justin... - Fredo westchnął i spojrzał na mnie z troską. - Musisz otworzyć się na miłość. Nie możesz zablokować tego uczucia na zawsze.
Zacisnąłem moje wargi, bawiąc się rogiem poduszki. - Czy mogę ci coś powiedzieć? - Szepnąłem.
- Oczywiście. - Wymusił uśmiech.
- Hmm. - Zatrzymałem się, zastanawiają się, jak powiedzieć to co chciałem. - Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że musiałem naprawić pewne rzeczy z kimś, przedwczoraj?
- Czy tym pewnym kimś była Jackie? - Zapytał, a ja skinąłem głową.
- Tak. Coś, um, ja nie do końca zerwałem z Alicią, ale... Ale kiedy rozmawiałem z Jackie, powiedziałem jej, że chcę spróbować, być z nią. Powiedziałem, że jej potrzebuję i... i pocałowałem ją.
Alfredo wytrzeszczył oczy i przysięgam, że bardzo próbował powstrzymać uśmiech. - Zrobiłeś to?!
- Hmm... Tak.
- I jak się czułeś potem?
- Szczerze? Wiem, że nie byłem z nią szczery, co do moich uczuć, ale kiedy z nią rozmawiałem, czułem się naprawdę szczęśliwy. Potrzebuję jej, mimo to, że moim głównym celem było to, żeby trzymać się z daleka od miłości.
Fredo westchnął i spojrzał mi prosto w oczy. - No, bracie, ktoś musi ci to powiedzieć... Torturujesz siebie, przez to, że odpychasz ludzi, którzy naprawdę cię kochają. Ty zasługujesz na miłość. Mówiłem ci już, że Jackie to nie Alicia. Ona nie złamie ci serca, tylko wszystko naprawi.
Zastanawiałem się nad jego słowami i nagle poczułem dziwny prąd który przeszedł przez moje ciało. W ciągu kilku sekund, poczułem się dziwnie, inaczej. Z jakiegoś powodu koncepcja kogoś naprawiającego moje serce... Nie potrzebuję tego. Koncepcja, że moje serce jest złamane, denerwuje mnie. To takie samo uczucie, kiedy ludzie oskarżają mnie o coś, czego nie zrobiłem, tak jak robią to media. To oczywiste, że tego nie zrobiłem, ale ludzie i tak w to wierzą. To jest właśnie to, co czuję teraz. Czułem się, jakbym był oskarżony o coś złego.
- Co masz ma myśli? - Westchnąłem lekko zirytowany.
- Czuję, że Jackie może pomóc, Justin. Ona może naprawić twoje złamane serce. - Wyjaśnił.
- Kto powiedział, że potrzebuję pomocy? Kto powiedział, że moje serce jest złamane? - Podniosłem głos. - Czuję się dobrze, Fredo. Z moim sercem i ze mną, wszystko w porządku.
Alfredo zamrugał niewinnie, a w jego oczach mogłem dostrzec nieznane emocje. Nie mogłem go rozszyfrować, ale na pewno chodziło o coś ważnego.
- Justin, to że jesteś załamany, nie oznacza, że coś jest z tobą nie tak. Ja o nic cię nie oskarżam. - Powiedział ze zrozumieniem.
Skąd wiedział, o czym myślę?
- Moje serce nie jest złamane. - Powtórzyłem, będąc coraz bardziej zirytowany.
- Wiesz co mówią... Przyznanie się do czegoś, jest pierwszym krokiem do tego, żeby sobie z tym poradzić. - Mruknął.
- Fredo... - Zacisnąłem zęby. - Czuję się dobrze!
- Dobrze, dobrze! Dobra, rozumiem. - Westchnął. - Pomyślałem, że powinieneś o czym wiedzieć.
- Co? - Splunąłem.
- Powiedziałem Jackie, że odwiedzimy ją dzisiaj. - Powiedział.
- Dzisiaj?!
- Tak, później.
- Kurwa, Fredo, po co ty to robisz?! - Krzyknąłem.
- Myślałem, że chcesz się z nią zobaczyć, a ona na pewno chce zobaczyć ciebie więc... Dlaczego nie? Czy ty nie powiedziałeś, że jej chcesz?
- Ale ja nie jestem gotowy! - Wstałem z kanapy. - Nie chcę żadnej poważnej relacji z nią, nie chcę!
Czułem łzy w moich oczach. Bałem się. Prawda jest taka, że boję się miłości. Sama myśl o tym mnie przeraża. Przeraża mnie dosłownie wszystko.
Alfredo zamknął się i spojrzał na mnie. Jego twarz krzyczała, pokazując to, że chce mi pomóc, a mi to naprawdę przeszkadzało. Nie chcę niczyjej litości.
- Co mam jej powiedzieć? - Wszeptał. - To, że nie chcesz się z nią zobaczyć? Że musimy zrezygnować, bo nie chcesz iść? Zwodzisz ją, Justin. Ciągle okazujesz jej mieszane uczucia, widać bardzo wyraźnie, że ona cię lubi, tak jak ty ją, ale czasem zachowujesz się, jakbyś jej nienawidził. Przepraszasz ją, a potem znów robisz to samo.
- A kim ty jesteś, żeby mówić mi, co robię źle? - Syknąłem. - Idź dalej planować coś za moimi plecami z nią. Ty powiedziałeś jej, że przyjedziemy, nie ja! Nie chcę iść do niej dzisiaj. Dlaczego po prostu nie możesz zmienić planów? Nigdy nie powiedziałem, że pojadę.
- Powiedziałeś jej, że chcesz z nią spróbować, więc wypadałoby ją chociaż odwiedzić! Nie zmuszam cię, żebyś tam jechał. Po prostu uważam, że to byłoby miłe, nie sądzisz? - Zapytał zniżając lekko głos. - Po prostu staram się pomóc, bracie.
- Nie potrzebuję pomocy. Nie potrzebuję nikogo. - Powiedziałem. - Nie mam zamiaru z tobą dyskutować, Fredo. - Ruszyłem korytarzem w kierunku mojego pokoju.
- Justin, proszę... - Słyszałem jak Fredo woła za mną.
- Wiesz co? - Zatrzymałem się i odwróciłem się twarzą do niego. - Pieprz się. - Powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy. - Kurwa, nienawidzę cię.
Odwróciłem się i odszedłem nie mówiąc już nic więcej. Wszedłem do mojego pokoju, trzaskając drzwiami i zakluczyłem je.
Skończę z tym. Skończyłem z miłością. To kompletna bzdura. Wszystko jest bzdurą.
Zanurzyłem dłoń w mojej prawej kieszeni i wyciągnąłem telefon, wybierając numer. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy przyłożyłem telefon do ucha. Po 3 sygnałach odebrała.
- Hej kochanie. - Wesoły głos Alicii rozbrzmiał w moim uchu.
- Alicia... - Westchnąłem. - Musimy porozmawiać.
- Kochanie, co się stało? - Mogłem wyobrazić sobie, jak właśnie marszczy brwi.
- Tak mi przykro. - Szepnąłem. - Przepraszam. - Nie mogłem dłużej powstrzymać łez, które zaczęły spływać po moich policzkach, kapiąc na moją koszulkę. Czułem w moim sercu smutek tak intensywny, że nie byłem w stanie sobie z nim poradzić. - Zrywam z tobą.
Szlochałem cicho, czekając aż coś powie-cokolwiek.
- Myślałam, że zakończyliśmy ten temat dwa dni temu. Pytałeś mnie, dlaczego chcesz znów mnie stracić, jeśli niedawno udało ci się odzyskać mnie z powrotem. Dlaczego dzwonisz do mnie teraz, mówiąc, że z nami koniec? - Słyszałem pogardę w jej głosie.
- Tak mi przykro. - Powtórzyłem. - Przepraszam.
Nie wiedząc, co jeszcze mogę powiedzieć, rozłączyłem się i płakałem przez około pół godziny. Moje serce było jakby ciężkie i chciałem po prostu zniknąć. Chciałem zniknąć i czułem, że gdybym to zrobił, nikt by nie zauważył. Czułem się bezużyteczny, czułem, że nikt mnie już nie potrzebuje.
Ale w końcu to zrobiłem. Zerwałem z Alicią.
Jestem oficjalnie wolny od miłości.
Ja jej nie potrzebuję. Nie potrzebuję nikogo. Z moim sercem wszystko w porządku. Ono nie wymaga naprawy. Nic mi nie jest. Nic złego się ze mną nie dzieje.
_________________________
Biedny Justin.
Zapraszam was na kolejne opowiadanie, które zaczęłam tłumaczyć
o jejciu biedactwo :'( czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńSmutno mi się zrobiło :( Przecież on się zakochał w Jackie :(
OdpowiedzUsuńBieeedny
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Justina, a za razem nie szkoda haha Co on kombinuje z Jackie? Mam nadzieję, że wszystko niedługo się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile
Tak mi co szkoda:/
OdpowiedzUsuńRozdział cudownie przetłumaczony:* Czekam na kolejny!/Krl
BOSKI ! Czekam na next ! :)
OdpowiedzUsuńDAWAJ KOLEJNY ROZDZIAŁ!!! ASFHJAIWNADVYAOAB
OdpowiedzUsuń