[Justin POV:]
- Zacząłem się zastanawiać, kiedy
się tu zjawisz. - Za roześmiał się, ściskając na powitanie rękę
Twista.
Twist uśmiechnął się, wkładając
skręta do ust i zaciągnął się dymem. - Tak, zajęło mi to
trochę czasu, ale jestem tutaj. - Spojrzał na mnie, a jego uśmiech
powiększył się. - Canuck! - Krzyknął. - Jak się masz?!
Podszedł do mnie i nachylił się,
żeby mnie przytulić, ale odepchnąłem go. - Dlaczego kurwa nie
zadzwoniłeś do mnie, informując że przyjdziesz? - Mruknąłem,
wyrywając mu jointa z ręki. - Co jest kurwa z tobą nie tak? Tutaj
się nie pali. - Zbeształem go.
Podszedłem do okna i wyrzuciłem
skręta przez okno, patrząc jak leci w dół i uderza o ziemię. Twist
jęknął z dezaprobatą.
- Hej. - Mruknął. - Dlaczego to
zrobiłeś?
- Kurwa, powiedziałem dlaczego! -
Krzyknąłem, ciągnąc za moje włosy. Twist zamrugał
zdezorientowany i westchnął cicho.
- Dostałeś moją wiadomość? -
Zapytał, wpychając ręce do kieszeni jeasnów.
Zamarłem. Cały gniew który we mnie
pulsował został zastąpiony przez niepokój. Opuściłem ramiona,
spoglądając na Za i Jackie, którzy obserwowali scenę między mną
a Twistem.
- Nie teraz Twist. - Posłałem mu
ostrzegawcze spojrzenie, aby zasygnalizować mu, że to nie jest
odpowiedni czas, ani miejsce na tę rozmowę. Spojrzenie, które
mówiło mu, że byliśmy jedynymi osobami w pomieszczeniu, które
znały ten mały sekret i nie mogłem pozwolić na to, żeby ktoś
jeszcze się dowiedział.
- Co to znaczy „nie teraz”? Musimy
porozmawiać o tym co zamierzasz z tym zrobić. - Próbował mnie
sprowokować.
- Powiedziałem, że masz zostawić ten
temat. - Warknąłem nisko.
- Zaraz, zaraz, co się dzieje? - Za
odezwał się. - O czym wy dwaj mówicie? Jaka wiadomość?
- Nic! - Krzyknąłem. - Zostawcie mnie
kurwa w spokoju. - Podszedłem do Twista i przycisnąłem go do
ściany, nachylając się nad jego uchem, żeby tylko on mógł mnie
usłyszeć. - To twoja wina, wiesz o tym. - Mój głos ociekał
jadem.
- O-obwiniasz mnie? Za co? - Zmarszczył
brwi, próbując mnie odepchnąć, ale byłem zbyt silny.
- Jeśli nie namówiłbyś mnie na
pójście na tą pierdoloną imprezę i nie namówiłbyś mnie na
palenie tego gówna, na pewno nie znalazłbym się w tej sytuacji. -
Warknąłem.
- To moja wina, że zgodziłeś się
palić trawkę i przeleciałeś jakąś dziewczynę? Dlaczego
wszystko zrzucasz na mnie? To ty zrobiłeś to gówno, nie ja. Jestem
po twojej stronie Justin. - Spojrzał na mnie.
Zacisnąłem uścisk na jego szyi. -
Fredo proponował mi, żebym został z nim tego dnia. Powiedział mi,
że zabawa nie jest najważniejszą rzeczą w życiu, że powinienem
odpuścić i zostać z nim. Powiedział, że powinienem odpocząć, a
nie iść na imprezę urodzinową do kogoś, kogo nawet nie znam. Ty
spierałeś się z nim. Chciałeś żebym poszedł z tobą, więc
byłeś przeciwko wszystkiemu co powiedział. Ale on, jak zawsze,
miał rację. Gdybym tylko go posłuchał... Teraz już go nie ma...
Twist chwycił mnie za ramiona i znów
nieudolnie próbował odepchnąć mnie od siebie. - Co masz na myśli,
mówiąc, że już go nie ma?
- Chłopaki! - Wrzasnął Za. -
Skończcie tę walkę, natychmiast!
Zamknąłem oczy, starając się nie
myśleć o Alfredo. Prawdą jest to, że chciałem, żeby wrócił do
mnie. On jest jednym z moich najlepszych przyjaciół i zawsze wie co
dla mnie najlepsze.
Puściłem Twista, cofając się kilka
kroków do tyłu i próbowałem odzyskać spokój. Bez słowa
podszedłem do Jackie i delikatnie chwyciłem ją za rękę. Mój
głos obniżył się i stał się miękki. - Chodźmy. - Wyszeptałem,
ściskając lekko jej dłoń.
Otworzyła usta aby coś powiedzieć,
ale pociągnąłem ją za rękę i wyprowadziłem z apartamentu,
zostawiając Za i Twista bez słowa. Zaczęliśmy chodzić po budynku
i wiedziałem, że Jackie chciała zapytać dokąd idziemy, ale nie
miała odwagi.
Myślę, że ona mi ufa.
W końcu znaleźliśmy się na
parkingu, otworzyłem drzwi od strony pasażera dla Jackie i czekałam
aż wejdzie do auta. Następnie obszedłem samochód i wsiadłem na
miejsce kierowcy. Zapiąłem pasy i wyjechałem na drogę.
Atmosfera wokół nas była ciężka i
myślę, że Jackie zdawała sobie z tego sprawę, więc postanowiła
włączyć radio, żeby wypełnić ciszę między nami. Przygryzłem
wargę i zmarszczyłem brwi, wypuszczając małe westchnienie.
- Ścisz to. - Mruknąłem, czując nieprzyjemne mrowienie w kręgosłupie. Jackie westchnęła i pochyliła się do
przodu, ściszając radio. - Jeszcze. - Ponownie ściszył. - Jeszcze
trochę. - Powtórzyłem i wkrótce radio było wyłączone.
- Dlaczego zawsze to robisz? -
Spojrzała na mnie z irytacją.
- Co takiego? - Posłałem jej krótkie
spojrzenie, zanim znów przeniosłem wzrok na drogę.
- Wiesz o czym mówię. - Wymamrotała.
- Zawsze każesz mi wyłączyć radio.
- Zrobiłem to tylko raz.
- Cóż, to jest drugi raz. - Odparła,
krzyżując ramiona. - Chcę tylko wiedzieć, dlaczego jesteś
piosenkarzem, który nie lubi słuchać muzyki w samochodzie. To
trochę dziwne.
- Ja po prostu nie lubię słuchać
radia. - Powiedziałem powoli.
- Dlaczego nie? Co jest z nim nie tak?
- Zapytała, odchylając się do przodu i ponownie włączyła radio.
- Widzisz? To wcale nie jest takie złe.
Kiedy ponownie usłyszałem radio,
poczułem się nieswojo. - Czy możesz przestać? - Warknąłem.
- Dlaczego? To tylko Katy Perry. -
Zażartowała, mówiąc o piosence, która grała właśnie teraz.
- Proszę... - Mruknąłem. - Wyłącz.
Jackie patrzyła na mnie, jakby nie
mogła uwierzyć w to co słyszy. Mogę sobie wyobrazić, co dzieje
się w jej mózgu. Jak ktoś może nienawidzić radia?
Kilka sekund później piosenka Katy
Perry zakończyła się i gospodarz programu zapowiedział kolejny
utwór.
„To była piosenka Roar, Katy Perry!
Jeśli podobało cię się to co słyszałeś, lepiej przygotuj się
na kolejny utwór, ponieważ to premierowy singiel Alicii Louise –
Love me, Baby!”
Nowy utwór zaczął grać i głos
Alicii wypełnił mój samochód. Jackie zszokowana otwarła usta i
spojrzała na mnie z najbardziej przepraszającym spojrzeniem jakie
kiedykolwiek widziałem na jej twarzy.
Ona w końcu zrozumiała.
Dlatego unikam radia. Dlatego nie lubię
go słychać, kiedy prowadzę. Zawsze boję się, że stacja radiowa
puści piosenkę Alicii i jest to bardzo możliwe, biorąc pod uwagę fakt, że oboje jesteśmy jednymi z najbardziej obecnie znanych
piosenkarzy w branży rozrywkowej. Zawsze boję się, że będę
musiał słuchać, jak śpiewa o miłości. Słuchać, jak śpiewa o
mnie, tak jak ja śpiewam o niej.
Moje serce ścisnęło się. Nie mogę
znieść tego, że śpiewa tym swoim pięknym głosem, przypominając
mi o tym co było i co mogło między nami być.
Jackie niezręcznie obniżyła
głośność, aż w końcu w samochodzie ponownie zapanowała cisza. Wychyliła głowę przez okno, patrząc na drzewa które mijaliśmy.
- Przykro mi. - Wyszeptała. - Nie
wiedziałam.
Przygryzłem wargę, próbując skupić
się na drodze.
- Wszystko w porządku. - Mruknąłem.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Jej
głos był roztrzęsiony.
Nie odpowiedziałem, niezdarnie
zaciskając dłonie na kierownicy.
- To jest żenujące. - Powiedziałem,
zaskakując tym samego siebie. - To wstyd powiedzieć komuś, że nie
słucham radia, bo boję się, że usłyszę tam moją byłą.
Jackie stukała palcami w kolano.
Usiadła prosto i zaczęła bawić się swoimi kciukami, marszcząc
brwi.
- Justin? - Zawołała, znów
spoglądając na mnie. - Dokąd mnie zabierasz? Dokąd jedziemy?
Niezręcznie poprawiłem się na
fotelu. Miałem nadzieję, że nie będzie o to pytać.
- San Diego. - Westchnąłem,
zatrzymując się na czerwonym świetle. - Zabieram cię do domu,
Jackie.
Jackie wytrzeszczyła oczy, a smutek
pojawił się na jej twarzy.
- C-co? - Jęknęła. - NIE!
Powiedziałam ci, że nie chcę tam wracać!
- Najlepiej będzie, jeśli po prostu
wrócisz do domu... - Spojrzałem na nią, dając jej do zrozumienia,
że mówię poważnie.
- Justin, nie! Proszę, nie każ mi
odejść! - Krzyczała, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
Złapałem ją za rękę i spojrzałem
jej głęboko w oczy. - Wiem, że nie rozumiesz mnie w tej chwili. -
Odetchnąłem. - Ale ja po prostu robię to, co najlepsze.
Ona mówi, że nigdy mnie nie zostawi.
Ale tak łatwo to powiedzieć, kiedy nie zna się prawdy. Mam
dziewczynę w ciąży-dziewczynę, której nawet nie znam. Ona może
być bardzo miłą kobietą, albo prawdziwą suką, ale nosi moje
dziecko. Nie zrozumcie mnie źle, ja nawet nie wiem czy jestem w
stanie być z nią, ale jak będą wyglądać moje relacje z Jackie z
inną kobietą na drodze? Może powinienem odwieźć Jackie do domu i
pozwolić jej żyć normalnie. Starałem się to zrobić już od
dawna. Plus, mam koncert za dwa dni. Czy Jackie jest w stanie nadążyć
za moim harmonogramem?
- Nie dbam o to. - Szlochała. - Nie
dbam o nic tak długo, jak jestem z tobą.
- Proszę, nie utrudniaj mi tego. -
Przeczesałem włosy palcami, masując moje skronie, żeby
powstrzymać narastający ból głowy.
- Ja nic nie utrudniam. -
Zaprotestowała. - Ty to robisz! Po prostu pozwól mi zostać i nie
mówmy o tym w tej chwili.
- Ale ja nie mogę pozwolić ci zostać.
- Mruknąłem.
- Dlaczego nie?!
- Bo powiedziałem nie.
- I co z tego?
Zacisnąłem moje dłonie w pięści,
próbując się uspokoić. Odetchnąłem i spojrzałem na nią
ponownie. - Zawożę cię z powrotem do San Diego. To ostateczna
decyzja. Nie dyskutuj, ja już zadecydowałem.
- Cóż, ja nie zamierzam tam wracać.
- Krzyknęła uparcie, odpinając pasy.
- Jackie... - Ostrzegłem. - Jackie, co
ty robisz? - Ona otworzyła drzwi na środku ulicy i wysiadła z
samochodu. - Jackie! - Krzyknąłem, patrząc na światła. Nadal
paliło się czerwone, ale wiedziałem, że w każdej chwili może
zmienić się na zielone i samochody ruszą bez względu na wszystko.
- Nie jadę do domu. - To były jej
ostatnie słowa, zanim uciekła w stronę chodnika. Chwilę później
zapaliło się zielone i samochody ruszyły.
- Kurwa mać. - Krzyknąłem,
przyciskając gaz z czystą złością i ruszyłem w dół ulicy.
Zauważyłem zakręt i skorzystałem z okazji, żeby zawrócić. Na
moje szczęście w pobliżu był parking, więc zatrzymałem mój
samochód i wysiałem z niego, biorąc kluczyki ze stacyjki.
Przeszedłem przez ulicę i zacząłem biec w kierunku, w którym
poszła Jackie.
Gdzie ona do cholery jest?
Co ona sobie myślała?
Rozglądałem się uważnie, ale nie
widziałem jej nigdzie. Oszukuję samego siebie, jej tu nie ma. Wysiadła z samochodu kilka przecznic na północ. Jak daleko zdążyła
uciec?
I ile mam czasu na odnalezienie jej,
zanim ludzie zaczną mnie rozpoznawać?
_____________________________
Czy jeśli nie napiszę wam pod rozdziałem, że macie komentować to sami tego nie wiecie?
Nie spieszyłam się z tym rozdziałem, bo wy się nie staracie, więc ja też nie zamierzam. Poza tym rozdziały są coraz dłuższe, a ja mam bardzo mało czasu na tłumaczenie, więc nowe rozdziały mogą pojawiać się trochę rzadziej.
Cudowny ! Czekam na next ! :)
OdpowiedzUsuńWkurza mnie zmienność Justina
OdpowiedzUsuńJeeejjejjeju koocham i czekam na nn
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Justin z niej tak łatwo nie zrezygnuje.
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńJustin wiesz co? Pierdol się.. Mam Cię dość..
OdpowiedzUsuńo jezuu mlewhbjvej czekam na next :* i nie przejmuj sie :) tlumacz kiedy tylko bedziesz miec czas na to, my Cie zrozumiemy :))
OdpowiedzUsuńStrasznie współczuję Justinowi, zresztą Jackie również. Tak wiele dzieje się w ich życiu, wszystko jest strasznie pogmatwane i coraz wiecej problemów jest na ich głowach, w szczególności na chłopaka. Jestem ciekawa jak je rozwiążą i, co zrobi Justin, jeśli ludzie za chwilkę zaczną go rozpoznawać? Co może dziać się z Jackie, albo co zrobi chłopak jeśli jej nie odnajdzie? Jak potoczą się w ogóle ich losy? Wszystko staje na głowie i nic niestety nie jest już pewne :( Prócz ich uczuć.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Twojej reakcji co do komentarzy. U siebie na blogu mam podobnie. Nawet jeśli BŁAGAM o kropkę to jej nie dostaję. Smutne, ale prawdziwe. Jednak z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział kochana <3
www.collision-fanfiction.blogspot.com
cudo :-* czekam na next :-*
OdpowiedzUsuńMatko za dużo dramy tu już ;(
OdpowiedzUsuńFajny ;)
OdpowiedzUsuńomg kocham
OdpowiedzUsuńświetny kocham czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńojej super :) czekam na nn <3 szkoda że bd rzadziej dodawać rozdziały :( :'(
OdpowiedzUsuńNie chce być jakaś niemiła czy co, ale moim zdaniem przesadzasz z tym komentowaniem, co ci te komentarze dają? Ja rozumiem, że nie chcesz robić czegoś na marne, ale czasami jest tak, że ludzie wolą coś przeczytać gdy jest coś przetłumaczone w całości, a ty zmuszasz ludzi, aby komentowali, ale wiedz, że czasami jest tak, że poprostu nie mogą skomewntować, więc zamiast się pruć dodawaj to z swojej własnej woli, a nie łaski. Jak ludzie będą chcieli, to będą komentować. Trzymaj się adminko tej strony i życze Ci, abyś przyswoiła to co Ci napisałam.
OdpowiedzUsuń