[Justin POV:]
Jackie, gdzie jesteś? - Pomyślałem.
Dlaczego uciekasz ode mnie? Ja po prostu staram się robić to, co dla ciebie najlepsze. Dlaczego musisz być tak cholernie uparta? Dlaczego chociaż raz nie możesz mnie posłuchać?
Przyspieszyłem tempo i ruszyłem w dół ulicy, rozglądając się uważnie, bo wiedziałem, że Jackie gdzieś tu jest. Moje serce zaczęło walić szybciej i szybciej, i wiem, że to zabrzmi głupio, ale bałem się. A co jeśli coś jej się stało? To wszystko moja wina. Zdenerwowałem ją tak bardzo, że uciekła.
Zacząłem się modlić. - Boże, zrobię wszystko, tylko proszę, żeby Jackie wróciła do mnie. Proszę... Niech będzie z nią wszystko w porządku.
Przeszedłem przez ulicę i zwolniłem trochę, żeby odetchnąć, kiedy usłyszałem, że ktoś ciężko oddycha za mną. Odwróciłem się i dostrzegłem paparazzi patrzącego mi prosto w oczy, z szeroko otwartymi ustami.
- Justin Bieber...? - Powiedział jakby sam do ciebie, upewniając się, że to ja, zanim podniósł aparat i pstryknął około pięć zdjęć.
Jęknąłem, pokazując mu środkowy palec, odwróciłem się i zacząłem uciekać. Zaczął mnie gonić, a ja skręciłem za róg i kucnąłem pomiędzy dwoma samochodami, z nadzieją, że uda mi się go zgubić. Usłyszałem jego kroki, więc szybko podniosłem się i znów zacząłem biec.
- Hej! - Krzyknął za mną, robiąc więcej zdjęć, a ja biegłem najszybciej jak potrafiłem. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem, że on ponownie biegł za mną, ale byłem dość daleko od niego. Bez namysłu wkroczyłem na ulicę i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że dla samochodów paliło się zielone światło. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że auto jedzie prosto na mnie z pełną prędkością. Rzuciłem się na chodnik, a moje plecy uderzyły o ziemię. Czułem pot spływający po moim czole, kiedy sapałem bezradnie, próbując odzyskać oddech. Zmusiłem się do tego żeby usiąść i zobaczyłem, że paparazzi utknął na czerwonym świetle.
Odetchnąłem z ulgą i wstałem powoli, ocierając czoło. Rozejrzałem się wokół, próbując zorientować się gdzie jestem.
Po prostu nie wiem gdzie szukać. Gdzie Jackie mogła pójść? Ukrywa się gdzieś, czy będzie na widoku, tak żebym mógł ją znaleźć? Czy ona myśli, że odjechałem i zostawiłem ją? Jedynym powodem dla którego zatrzymałem się i wysiadłem z auta jest ona. Może ona myśli, że tego nie zrobiłem.
Czy ona wróciła do mojego hotelu? Może zatrzymała się żeby coś zjeść? A może weszła do jakiegoś sklepu?
Jest tak wiele możliwości i nie wiem od czego zacząć.
Zacząłem biec, starając się uciec od paparazzi, zanim zapali się dla niego zielone światło. Wyjąłem mój telefon z kieszeni, wybrałem numer Jackie i przyłożyłem urządzenie do ucha. Kiedy od razu zostałem przekierowany na pocztę głosową, miałem ochotę wyrzucić mój telefon na drugą stronę ulicy, ale nie zrobiłem tego.
- Kurwa. - Mruknąłem i skręciłem. Zacząłem spacerować po chodniku, patrząc uważnie na park po drugiej stronie ulicy. Wyglądał na całkiem pusty, ale drzewa były tak piękne, że ciężko było mi oderwać wzrok.
Wsadziłem ręce do kieszeni i westchnąłem pod nosem. Patrząc na światła dla pieszych. Zastanawiałem się, czy nie powinienem przejść na drugą stronę i przyjrzeć się temu parkowi trochę dokładniej. Widząc, że światło było czerwone, a moim głównym celem było znalezienie Jackie jak najszybciej, postanowiłem, że to nie zrobię.
A wtedy wszystko wydarzyło się jakby w zwolnionym tempie.
Na jednej z ławek zauważyłem piękną dziewczynę. Moje serce prawie wyskoczyło z piersi, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to Jackie.
Stado motyli zaczęło fruwać po moich brzuchu i miałem ochotę po prostu podbiec do niej, ale przypomniałem sobie, że światło było czerwone.
- Cholera. - Mruknąłem do siebie. - Jackie! - Krzyknąłem, próbując zwrócić jej uwagę.
Jackie zmarszczyła brwi, rozglądając się, a kiedy zauważyła mnie, jej oczy się rozszerzyły i szybko wstała. Spojrzałem na światła, rozważając to, żeby wtargnąć na ulicę i pobiec do niej, ale zbyt wiele rozpędzonych samochodów jechało ulicą i jestem pewny, że to zakończyłoby się w szpitalu. Nawet z daleka mogłem zauważyć drżenie warg Jackie. Odwróciła się szybko i zaczęła uciekać. Moje oczy rozszerzyły się, nie mogąc uwierzyć w to co widziałem.
Dlaczego do cholery ona ode mnie ucieka?
Miałem ochotę znów krzyknąć jej imię i powiedzieć, że ma tu natychmiast wrócić, ale nie chciałem robić scen. Najgłupszą rzeczą jaką mogę teraz zrobić, to zwrócić na siebie niechcianą uwagę.
Po chwili, która wydawała się trwać kilka lat (ja wcale nie przesadzam), światło zmieniło się na zielone i najszybciej jak potrafiłem, przebiegłem na drugą stronę. Dostrzegłem sylwetkę Jackie kilka metrów przede mną. Obrócił się, żeby zobaczyć jak daleko jestem i skręciła w głąb parku.
- Nie mam czasu na to gówno. - Mruknąłem do siebie i przyspieszyłem. Niestety Jackie biegła na tyle szybko, że nie byłem w stanie jej dogonić. Ostatecznie udało mi się ją złapać, kiedy wbiegaliśmy na niewielkie, trawiaste wzgórze.
Chciałem złapać ją za ramię, ale ona wyrwała mi się, przez co straciłem równowagę i upadłem na ziemię, ciągnąc ją za sobą. Na szczęście wylądowałem na trawie, więc nie bolało aż tak bardzo.
- Przestań za mną biec! - Krzyknęła, ze łzami w oczach, kiedy odsunęła się ode mnie i wstała z ziemi. Jęknąłem, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Co ty do cholery mówisz? Myślisz, że zostawię cię tu samą?! - Krzyknąłem. Park był dość odizolowany, więc tutaj nie martwiłem się o paparazzi.
- Cóż, jeśli pójdę z tobą, to po prostu zabierzesz mnie z powrotem do San Diego. - Zawołała, przeczesując dłońmi włosy. - Wiesz, że tego nie chcę!
- Robię to, co jest dla ciebie najlepsze! - Próbowałem przedstawić to z mojego punktu widzenia, ale ona nie chciała mnie słuchać.
- Nie masz pieprzonego pojęcia o tym, co jest dla mnie najlepsze. - Spojrzała na mnie, otrzepując ubrania z ziemi i ruszyła w przeciwnym kierunku. Zmrużyłem oczy, wstałem i ruszyłem za nią. Chwyciłem ją za ramię i odwróciłem w moją stronę, żeby spojrzała na mnie.
- Nie masz prawa się tak do mnie odzywać. - Warknąłem. Położyła dłoń na mojej, próbując wyrwać się z mojego uścisku.
- A ty nie możesz decydować o tym, co jest dla mnie dobre, Justin. - Mruknęła, szarpiąc się. - Pozwól mi odejść.
Zignorowałem ją. - A ty uważasz, że co jest dla ciebie najlepsze, hmm? - Splunąłem.
Jackie przestała wyrywać się z mojego uścisku i spojrzała w moje oczy.
- Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, aby ci pomóc. Starałam się uświadomić ci, że dbam o ciebie, że moje słowa moje nie są kłamstwem i pochodząc prosto z serca. A ty... Odepchnąłeś mnie. A potem, kiedy wreszcie wszystko zaczęło się układać, odepchnąłeś mnie ponownie. Co mam zrobić? Bo wiesz... Cokolwiek robiłam, nic z tego nie wyszło. Nadal nie chcesz dać mi szansy. Chcesz wysłać mnie z powrotem do domu. Chcesz się mnie pozbyć. - Jaj głos był zimny, a oczy pozbawione emocji.
- A co z tobą?!
Ponownie próbowała wyrwać się z mojego uścisku. - Powiedziałam, że masz mnie puścić!
- POSŁUCHAJ MNIE! - Krzyknąłem, zacieśniając uścisk na jej ramieniu, przez co pisnęła z bólu. - Chciałem zabrać cię z powrotem do San Diego, ponieważ zależy mi na tobie. To słodkie, że chcesz mi pomóc, ale nie masz kurwa pojęcia, w co się pakujesz. To nie jest rodzaj życia, jakim chcesz żyć. Cholera, ja nie chcę żebyś musiała tak żyć. Najlepiej jeśli odpuścisz cały ten bałagan, póki jeszcze możesz.
Jackie patrzyła w trawę, jej oczy błyszczały od łez, a wiatr lekko rozwiewał jej włosy.
- Spójrz na mnie. - Odetchnąłem, czekając aż jej piękne zielone oczy spojrzą w moje, brązowe. Powoli przeniosła wzrok na mnie, nie mówiąc ani słowa. - Zbyt wiele rzeczy dzieje się przez moją pracę. Musiałbym być skończonym dupkiem, żeby pozwolić ci się zaangażować.
Przygryzła wargę, nie mówiąc nic. Zassała powiew powietrza i odetchnęła przez nos. Wreszcie po kilku sekundach spojrzała na mnie.
- Puść mnie.
Powoli uwolniłem jej ramię z mojego uścisku, a ona od razu rozmasowała miejsce, w którym ją trzymałem. Patrzyła na trawę, więc postanowiłem wypełnić niezręczną ciszę.
- Teraz... - Zacząłem. - Czy pozwolisz, żebym zabrał cię do domu?
- Czy jeszcze kiedyś cię zobaczę? - Jej głos się załamał.
Zamarłem, nie wiedząc co powiedzieć. Smutną prawdą jest to, że chyba nie. Powinienem w końcu zerwać z nią kontakt i skupić się na pracy
- Jackie...
- Przestań. - Przerwała mi.
Ona płakała. Łzy spływały po jej twarzy. Było tak wiele rzeczy, które chciałem jej powiedzieć. Rzeczy, które bałem się jej powiedzieć. Powiedzieć to, że jestem przerażony, że zrobiłem komuś dziecko i tylko dla tego ją odpycham, chociaż bardzo ją potrzebuję.
Ale ja nie mogę jej mieć. Nie mogę obarczać jej moimi problemami.
- Shh. - Przerwałem milczenie, robiąc krok do przodu i przytuliłem ją. Przyciągnąłem ją do piersi, a ona oparłam głowę o moje ramię. Zacząłem głaskać ją po plecach, próbując ją pocieszyć. - Tak będzie lepiej...
Pociągnęła nosem, przytulając się do mnie mocno. Chciałbym móc tulić ją tak zawsze. Chciałbym, żeby to nie był ostatni raz, kiedy jesteśmy tak blisko. Chciałbym, chciałbym...
- Hej. - Wyszeptałem, chwytając jej twarz w dłonie. - Nie płacz, dobrze? - Otarłem jej łzy i upadłem przed nią na kolana, chwytając ją za rękę i ciągnąc za sobą. Położyliśmy się na trawę i wskazałem na niebo. - Widzisz tę chmurę? - Zanuciłem, patrząc w piękne, błękitne niebo. Było dziś dość pochmurno, więc mogliśmy zrobić jedną z moich ulubionych rzeczy.
Oglądać chmury i nadawać im kształty.
- Na co to wygląda? - Zapytałem, przenosząc spojrzenie na nią. Zmrużyła oczy, patrząc w niebo i wymusiła uśmiech.
- Króliczek. - Mruknęła, wciąż łamiącym się głosem.
- Naprawdę? - Zapytałem, koncentrując się na chmurze. - O tak, już widzę. - Przyciągnąłem ją bliżej mnie. - Czy kiedykolwiek miałaś jakiegoś?
Zmieszana zmartwiła brwi. - Króliczka?
- Tak.
- Tak. - Skinęła głową. - Kiedy miałam pięć lat.
- Co się z nim stało?
- Skończyło się tak, że podarowałam go jednej z moich kuzynek na urodziny. Ona kochała go bardziej niż ktokolwiek z nas, więc czemu nie? - Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Och... - Zamarłem. Jaj ciepłe ciało powodowało u mnie rumieńce. Zamknąłem oczy, próbując ignorować motyle w brzuchu.
Ale gdzieś tam, głęboko w środku, wiedziałem, że chcę być przy niej zawsze.
__________________________________
Pod ostatnim rozdziałem, ktoś napisał mi bardzo niemiły komentarz, który właściwie nie miał dla mnie sensu, ale taka już jestem, że przejmuję się wszystkim i to cholernie mnie dotknęło. Poświęcam dużo czasu na tłumaczenie tego opowiadania, a wy jesteście cholernie niewdzięczni. Nie robię tego dla siebie, bo już dawno przeczytałam całe opowiadanie po angielsku. Robię to dla was. Nie oczekuję niczego wielkiego, chcę po prostu żebyście zostawiali po sobie ślad, bo nie ma sensu tłumaczyć tego opowiadania dla kilku osób. Ale wy musicie doczepić się do wszystkiego, więc ja od teraz nie zamierzam się już "pruć" i po prostu jeśli dalej to będzie tak wyglądać, przestanę tłumaczyć. Chcę żebyście komentowali, bo to daje mi motywację. Mam o wiele większą chęć tłumaczyć, jeśli wiem, że mam dla kogo to robić.
Świetny ! I tłumacz dalej ! :) A hejtami się nie przejmuj ;)
OdpowiedzUsuń@Beliebers3107
Proszę, żeby wszystko się wyjaśniło i było w porządku. Żeby przede wszystkim wyjaśniła się sprawa z dzieckiem, bo pewnie jest fałszywa i przez nią oboje cierpią, przebywając ze sobą oddzielnie. :/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie przejmuj się anonimami, które cię obrażają. Świetnie tłumaczysz i jesteśmy ci wdzięczni, że tłumaczysz nam to opowiadanie. :)
Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile
Kochanie wiem, że mało osób komentuje.. Chciałabym żeby było ich więcej. Ale jesteśmy tu my, osoby, które są z tobą zawsze i starają się w miarę możliwości cię wspierać. Kochamy to opowiadanie ty sama wkładasz w nie masę pracy i jeden negatywny komentarz ma to zepsuć ? Nie warto. Jeśli komuś się nie podoba to nie musi czytać. Rób swoje i nie patrz na innych :*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Czekam na nn*.*
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się negatywnymi komentarzami kochana. Rób to co kochasz.
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńO matko jak mi ich szkoda mam nadzjeje ze to dziecko to nie Justina...
OdpowiedzUsuńDziekuje ze tlumaczysz :*
Tłumaczysz genialnie, nie przejmuj się komentarzami, które w jakiś sposób obrażają Ciebie bądź bloga.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to wszystko się wytłumaczy i że Justin wreszcie będzie miał spokój:(
Czekam na kolejny:*
too-easy-love.blogspot.com
super ! ♥
OdpowiedzUsuńKocham :* czekam na next <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest taki wspaniały, kochany i nie wiem co jeszcze <3 Mam nadzieję, że ta historia z dzieckiem się wyjaśni i okaże tylko jakąś bajką. Przecież przez jedną noc nie można dowiedzieć się, że jest się w ciąży! Bez przesady! Biedny Justin tyle przechodzi i nie może być z Jackie. A są tacy słodcy razem. Dopełniają się idealnie. Wspaniale i bardzo zrozumiale tłumaczysz więc nawet nie próbuj przestawać przez jakieś idiotyczne komentarze głupich czytelników, którzy myślą. że to już książka kurwa sama sie napisała i przetłumaczyła. Frajerstwo.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny kochana!
www.collision-fanfiction.blogspot.com
czekam na next i świetnie tłumaczysz
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuń